Thyboron,
Port rybacki na końcu świata…
Thyboron, to niewielka osada rybacka, której jedyną atrakcją jest małe oceanarium.
Niewielka liczba turystów przyjeżdża tam głównie samochodami z niemieckimi numerami rejestracyjnymi. Żeglarsko tez nie jest tam zbyt różowo. Wprawdzie w ciągu 4 lat od czasu, gdy stanąłem tam na noc Panoramą, postawiono mały domek z zapleczem sanitarnym ( 2 kabiny prysznicowe w koedukacyjnym sanitariacie), a opłaty są o połowę niższe niż w Skagen, to brak możliwości zatankowania wody czy paliwa odstrasza żeglarzy. Świadczy o tym liczba jachtów stojących w porcie – ze mną 6.
Mimo tych braków, ciepło wspominam 3 dni w Thyboron. Po pierwsze: naprawiłem wszystkie szkody w jachcie – w tym odtworzyłem utopioną sztorc klapę (oszczędzę czytelnikom opisu ;).
Po drugie: uzupełniłem 60l paliwa, idąc 3-krotnie, z 20l kanistrem, do stacji benzynowej 1,5km od portu, za to w powrotnej drodze, będąc 3-krotnie podwożonym przez miłych i uczynnych Duńczyków.
Po trzecie wreszcie, spędziłem 2 wieczory na morskich opowieściach, z przesympatyczną załogą duńskiego oldtimera – szkunera Sagitta. Jego skipper – Kenneth, odebrał ode mnie cumy, rzucił okiem na wyposażenie Eternity i stwierdził, że chyba będziemy iść podobną trasą.
To akurat częściowo prawda. Sagitta idzie na Karaiby i pewnie przyjdzie nam się jeszcze, po drodze, spotykać.
Odebrane prognozy mówiły jednoznacznie, że Thyboron trzeba opuścić we wtorek rano.
Sagitta wyruszyła o 8.00 a w pół godziny po niej Eternity.
W główkach portu jeszcze rozkołys, pamiętający wczorajszy sztorm. Wkrótce zrobiło się jednak ciepło i przyjemnie….
Kilka obrazków z Thyboron wrzucę kiedyś do Galerii…
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!