Kattegat

 

Wszystko zaczęło się w Skagen, gdzie zatrzymały mnie i nie tylko mnie, bo i dość liczną grupę „Wikingów”, latające górą „ósemki” i „dziewiątki” ( 8 i 9 w skali Beuforta). 

Wtorek jeszcze jakoś wytrzymałem, ale perspektywa bezczynnego stania w dość drogim porcie do końca tygodnia nie była ciekawa.

Z map synoptycznych wynikało, że z początkiem nowego tygodnia otworzy się „okno pogodowe” umożliwiające „przeskoczenie” Morza Północnego i wiatr NE w kanale angielskim – umożliwiający przynajmniej przejście cieśniny Dover – Calais, gdzie jest największy ruch statków. W okolicach Skagen nadal wiało i miało wiać ok. 30kn (7B), za to w Kattegacie prognozy mówiły o wietrze NW-W do 20kn (5B) a to jest bardzo dobry wiatr dla mojego pancernika, zaś w Limfjordzie miał być wiatr, wprawdzie przeciwny, ale za to ok.10 kn, z tendencją spadkową. Gdyby tak dostać się do Thyboron nad Morzem Północnym po zachodnie stronie płw. Jutlandzkiego ?!!! Zamiast siedzieć bezczynnie byłbym jakieś 120 mil bliżej kanału angielskiego, a to oznacza oszczędność ok. 1,5 dnia żeglugi !

trąba powietrzna

Rozważyłem, tak naprawdę, 2 alternatywy: albo ruszyć na południe – ponownie Kattegat, Mały/lub Duży Bełt, do Kanału kilońskiego co jednak oznaczało by powrót niemal do punktu wyjścia, albo Kattegat do Aalborga i przez Limfjord do Thyboron. Wybrałem to drugie rozwiązanie, mimo iż oznaczało katorżniczą jazdę pod wiatr i prąd w Limfjordzie. I rzeczywiście, była to katorga. Pomyliłem się tylko co do siły wiatru w Kattegacie gdzie zamiast obiecanych 20 kn z NW-W, po dwóch godzinach rozwiało się do 30 kn, a potem przez dłuższą chwilę do  35kn, co dla małej Eternity jest silnym wiatrem. Nie było źle, bo przynajmniej jechaliśmy szybko ale poniosłem dwie dotkliwe straty – jedna fala uniosła flagsztok razem z banderą a kolejna zerwała fartuch przeciw-bryzgowy, jakimś cudem uniosła leżącą na pokładzie, przy kokpicie ciężką  (15kg), kotwicę Brucea (na szczęście była przywiązana) i zabrała ze sobą, zaklinowaną w kotwicy, dolną część sztorc klapy.

prąd Limfjordzie

Nie będę opisywać szczegółowo co działo się po drodze przez Limfjord, powiem tylko, że zajęło mi to łącznie z Kattegatem 4 dni. W międzyczasie nie postawiłem stopy na lądzie, stając przed kolejnymi mostami,  na noc, na kotwicy poza torem wodnym. Zupełnie niespodziewanie, najbardziej dostaliśmy w skórę w sobotę, 20.08, kiedy od celu dzieliło nas ostatnie 18 mil. Na rozlewisku, przed samym Thyboron rozwiało się  do 7B i lepiej, dzięki czemu, od ranka, do późnego wieczora ćwiczyłem halsówkę, od jednego jego krańca do drugiego, za każdym halsem zyskując zaledwie kilka mil. 

Limfjord to było niezłe wyzwanie, ale osiągnąłem zamierzony efekt, zbliżając się znacznie do kanału angielskiego. Na logu Eternity 483 Nm.

jeden most

Jeśli ktoś, kiedyś chciałby zwiedzać Limfjord, polecam wybrać, dużo ładniejsze i cieplejsze, Mazury albo Zalew Szczeciński. Na Zalewie nie ma wprawdzie fok ale widoki są podobne. Stanowczo odradzam przechodzenie Limfjordu ze wschodu na zachód. Kropka.

Kilka zdjęć wrzucę kiedyś do Galerii..

P.S.

W Limfjordzie mosty otwierane sa na żądanie.  Znakiem wzywającym do otwarcia mostu jest, niesiona pod salingiem,  flaga kodu „N” – niebiesko biała szachownica.  Nie miałem takiej flagi, ale ją sobie wydrukowałem.  Specjalnie zrobiona przeźroczysta koperta (mój patent), ma służyć do podnoszenia tzw. courtesy flags, egzotycznych krajów, banderki których  można zaopatrzyć się dopiero po dotarciu na miejsce.  A wpływanie do nowego Kraju bez takiej banderki to był by afront .  Niespodziewanie, przydała się juz w Limfjordzie. Efekt widoczny na zdjęciach poniżej- działa:

wydrukuj sobie flagę T

flaga T w akcji

 

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *